Rozdział szesnasty
Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej.
W żółwim tempie ogarnęłam włosy, ubrałam się i zeszłam na dół, do kuchni.
- Cześć skarbek - przywitała mnie mama, lecz jej nie odpowiedziałam. Byłam zbyt wstrząśnięta wczorajszymi wydarzeniami.
- Cześć skarbek - powtórzyła głośniejszym tonem.
- Ta... Hej.
- Na stole masz kanapki. Wlej sobie picie do szkoły i nie spóźnij się. Ja muszę już uciekać, pa - powiedziała, całując mnie w czoło.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, a po chwili odjeżdżający samochód. Usiadłam do stołu i wpatrywałam się w jedzenie, przypominając sobie mężczyzn i tajemniczego wybawcę. Po krótkiej chwili zdałam sobie sprawę, że nie mam chęci niczego jeść, więc chwyciłam plecak, ubrałam się i otworzyłam drzwi. W tym samym czasie, w domu rozległ się dźwięk dzwonka. Przede mną stał Alexy.
- Siemka Meer!
- Cześć...
- Idziemy razem?
- Skoro już jesteś.
- Zajdziemy tylko po Armina, ok?
- A gdzie jest?
- Od szóstej stoi w kolejce po jakąś grę... - powiedział, robiąc zatroskaną minę.
- No spoko.
Razem z chłopakiem doszliśmy do sklepu, w którym znajdował się Armin. Nie musieliśmy nawet wchodzić do środka, ponieważ akurat wyprowadzała go ochrona.
- Co pan!? Mam prawo tu przebywać!
- Armin?
Podbiegłam do niego razem z Alexym.
- Dobrze, że jesteście! Wytłumaczcie temu panu, że nic nie zrobiłem!
- Jestem pewny, że ukradłeś naszą własność.
- No to jest pan w błędzie!
Razem z niebieskowłosym wpatrywałam się w Armina z wielkim osłupieniem.
- Moment. Mówi pan, że on coś ukradł? - zwróciłam się do ochroniarza.
- Tak. Zniknęła nam konsola Xbox One, a ten młodzieniec był jedynym, który przebywał w sklepie.
- Nie ukrywam, że chciałbym ją posiadać, ale jej nie mam! - wtrącił się czarnowłosy.
- Więc twoim zdaniem, kto ją ukradł?
- Nie wiem! Przecież nawet nie miałbym gdzie jej schować...
- Proszę pana, jestem pewna, że Armin nic nie zrobił. To nie w jego typie, a poza tym śpieszymy się do szkoły, więc fajnie by było jakby pan pozwolił mu już iść...
Mężczyzna zrobił kwaśną minę, ale pozwolił mu z nami odejść. Alexy od razu naskoczył na swojego bliźniaka, a mi już pękała głowa...
- Coś ty zrobił?
- Nic nie zrobiłem! Ten gość oskarżył mnie o jakąś kradzież, a to nie moja wina przecież, że Xbox im zniknął!
- No wie pan!? Jak pan tak może mówić!?
Z hukiem wstałam z krzesła.
- Masz rację, przepraszam. A może masz jakieś problemy? Wciągnęłaś się w coś?
- Czy ja wyglądam panu na kryminalistkę!? Niech pan mi da spokój! Mogę już iść?
- Zrozum, że się martwię. Jako twój wychowawca chcę ci pomóc.
- Nakryłam chłopaka jak całował się z inną, napadli mnie jacyś mężczyźni i wszędzie widzę mojego zmarłego brata! Do widzenia panu!
Wyszłam z sali, trzasnęłam drzwiami i ze łzami w oczach wybiegłam na dziedziniec. Na moje nieszczęście wpadłam na Kastiela.
- Gdzie tak pędzisz? - powiedział z tym swoim głupim uśmiechem... - Chwila... płaczesz?
- Dupek!
Zaczęłam biec dalej, jednak zatrzymał mnie uścisk na nadgarstku.
- Co cię napadło!? Uspokój się.
- Jeśli się nie podoba, to leć do Debry! Na pewno cię ta ździra przyjmie!
- Przeginasz! O co ci chodzi?
- Najpierw udaje moją przyjaciółkę, a potem całuje się z moim chłopakiem!? Widziałam was!
- J-Jak...? Meer, to nie tak!
- To koniec...
Biegłam dalej. Łzy spływały po moich policzkach strumieniami. Chciałam jak najszybciej być w domu...
- No, tu mieszkam. Dalej sobie chyba poradzisz, nie? A w sumie, to... Skoro nie chcesz nikogo okraść, to co cię tu sprowadza?
Chłopak stanął naprzeciwko mnie, położył mi rękę na głowie i bezczelnie mnie poczochrał! Czułam się niezręcznie...
- E-Ej!
- Nie mogłem się powstrzymać - zaśmiał się.
- No wiedziałam... Wariat...
Już miałam się z nim żegnać, jednak mnie zatrzymał. Powoli zdjął kaptur. Mogłam wtedy zobaczyć jego piękne, gęste, czarne włosy. Kiedy zaczął zdejmować chustę... Zamieniłam się w słup. Wszystkie fakty się zgadzały. Przede mną stał mój bliźniak.
- No masz... Zwariowałam.
- Meer...
Ramiona Kevina nagle ogarnęły mnie i mocno uścisnęły, a ja zaczęłam płakać ze szczęścia.
W żółwim tempie ogarnęłam włosy, ubrałam się i zeszłam na dół, do kuchni.
- Cześć skarbek - przywitała mnie mama, lecz jej nie odpowiedziałam. Byłam zbyt wstrząśnięta wczorajszymi wydarzeniami.
- Cześć skarbek - powtórzyła głośniejszym tonem.
- Ta... Hej.
- Na stole masz kanapki. Wlej sobie picie do szkoły i nie spóźnij się. Ja muszę już uciekać, pa - powiedziała, całując mnie w czoło.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, a po chwili odjeżdżający samochód. Usiadłam do stołu i wpatrywałam się w jedzenie, przypominając sobie mężczyzn i tajemniczego wybawcę. Po krótkiej chwili zdałam sobie sprawę, że nie mam chęci niczego jeść, więc chwyciłam plecak, ubrałam się i otworzyłam drzwi. W tym samym czasie, w domu rozległ się dźwięk dzwonka. Przede mną stał Alexy.
- Siemka Meer!
- Cześć...
- Idziemy razem?
- Skoro już jesteś.
- Zajdziemy tylko po Armina, ok?
- A gdzie jest?
- Od szóstej stoi w kolejce po jakąś grę... - powiedział, robiąc zatroskaną minę.
- No spoko.
Razem z chłopakiem doszliśmy do sklepu, w którym znajdował się Armin. Nie musieliśmy nawet wchodzić do środka, ponieważ akurat wyprowadzała go ochrona.
- Co pan!? Mam prawo tu przebywać!
- Armin?
Podbiegłam do niego razem z Alexym.
- Dobrze, że jesteście! Wytłumaczcie temu panu, że nic nie zrobiłem!
- Jestem pewny, że ukradłeś naszą własność.
- No to jest pan w błędzie!
Razem z niebieskowłosym wpatrywałam się w Armina z wielkim osłupieniem.
- Moment. Mówi pan, że on coś ukradł? - zwróciłam się do ochroniarza.
- Tak. Zniknęła nam konsola Xbox One, a ten młodzieniec był jedynym, który przebywał w sklepie.
- Nie ukrywam, że chciałbym ją posiadać, ale jej nie mam! - wtrącił się czarnowłosy.
- Więc twoim zdaniem, kto ją ukradł?
- Nie wiem! Przecież nawet nie miałbym gdzie jej schować...
- Proszę pana, jestem pewna, że Armin nic nie zrobił. To nie w jego typie, a poza tym śpieszymy się do szkoły, więc fajnie by było jakby pan pozwolił mu już iść...
Mężczyzna zrobił kwaśną minę, ale pozwolił mu z nami odejść. Alexy od razu naskoczył na swojego bliźniaka, a mi już pękała głowa...
- Coś ty zrobił?
- Nic nie zrobiłem! Ten gość oskarżył mnie o jakąś kradzież, a to nie moja wina przecież, że Xbox im zniknął!
Do końca została tylko jedna lekcja - 60 minut licząc przerwę.
Błądziłam bez celu po korytarzach, kiedy wpadłam na Debrę...
- Meer, jesteś dzisiaj jakaś przybita. Coś się stało?
- Nie... Wszystko spoko.
- Skoro tak mówisz... No nic. Musisz mi pomóc.
- W czym?
- Mam sprawę do Kastiela, a trochę się boję iść sama. Nie wiem jak zareaguje.
- K-Kastiela?
- Muszę z nim tylko porozmawiać. Nie martw się, nie odbiorę ci go, czy coś! - powiedziała z uśmiechem i lekko mnie szturchnęła.
- Trochę za późno na tą informację...
- Coś mówiłaś?
- Nie, nic...
Debra wyciągnęła mnie na dziedziniec, posadziła na ławce, a sama poszła do czerwonowłosego stojącego pod drzewem, obok ogrodu. Nie słyszałam ich rozmowy, ale na pewno nie było to nic, czego Debra mogła się obawiać. Wnioskuję to po tym, że co chwila wybuchali śmiechem.
Po chwili zrobiłam się trochę zazdrosna, więc dołączyłam do nich.
- Cześć Meer.
Mówiąc to, Kastiel zaczął się do mnie zbliżać, jednak go odepchnęłam.
- Widzisz? Jakaś dziwna jest dzisiaj - powiedziała dziewczyna. - Może okres? - dodała.
- Skończyłeś wczorajszą "pracę"?
- Nie bardzo. Jeszcze z tydzień będę zajęty.
Zajęty.
- Rozumiem. A ty, Debro?
- Ja mu pomagam.
Pomaga.
- Chcecie, żebym też pomogła?
- Może innym razem - powiedzieli niemal równocześnie.
- W takim razie bawcie się dobrze.
Bez zbędnych komentarzy, odeszłam od nich z pokerową miną. Chciałam pobyć sama, jednak zdałam sobie sprawę z tego, że przerwa się dawno skończyła, a ja jestem spóźniona na historię...
Wytłumaczyłam się nauczycielowi mówiąc, że źle się czułam i musiałam trochę posiedzieć w łazience, jednak on tego nie kupił i kazał zostać po lekcjach. Ostatnio mam wielkiego farta... od tyłu.
Zaszyłam się w kącie i udawałam, że słucham, jednak nie mogłam się na niczym skupić. W głowie tkwił mi wczorajszy wieczór. Ci mężczyźni... co się z nimi stało? Nagle zniknęli. Potem pojawił się jakiś chłopak? Szkoda, że nie widziałam jego twarzy...
- Ekhem?
Przy mojej ławce stanął nauczyciel i chyba nie był mile do mnie nastawiony.
- Panienko Meer, czy masz mi coś do powiedzenia?
- Przepraszam...
Reszta lekcji przebiegła spokojnie i nawet szybko. Gdy wszyscy wyszli z klasy, usiadłam naprzeciwko biurka nauczyciela i czekałam na rozmowę z nim. Po krótkiej chwili, do sali wszedł mój wychowawca.
- Czy coś ostatnio dzieje się u ciebie w domu?
- Dlaczego pan pyta?
- W ogóle nie uważasz na lekcjach. Nie tylko na moich. Dostaję też skargi od innych nauczycieli. Oprócz tego, ostatnio zachowujesz się naprawdę dziwnie.
~Jaki szczery...
- To nic takiego.
- Powiedz, czy ktoś się nad tobą znęca? Tata? Ma-- No wie pan!? Jak pan tak może mówić!?
Z hukiem wstałam z krzesła.
- Masz rację, przepraszam. A może masz jakieś problemy? Wciągnęłaś się w coś?
- Czy ja wyglądam panu na kryminalistkę!? Niech pan mi da spokój! Mogę już iść?
- Zrozum, że się martwię. Jako twój wychowawca chcę ci pomóc.
- Nakryłam chłopaka jak całował się z inną, napadli mnie jacyś mężczyźni i wszędzie widzę mojego zmarłego brata! Do widzenia panu!
Wyszłam z sali, trzasnęłam drzwiami i ze łzami w oczach wybiegłam na dziedziniec. Na moje nieszczęście wpadłam na Kastiela.
- Gdzie tak pędzisz? - powiedział z tym swoim głupim uśmiechem... - Chwila... płaczesz?
- Dupek!
Zaczęłam biec dalej, jednak zatrzymał mnie uścisk na nadgarstku.
- Co cię napadło!? Uspokój się.
- Jeśli się nie podoba, to leć do Debry! Na pewno cię ta ździra przyjmie!
- Przeginasz! O co ci chodzi?
- Najpierw udaje moją przyjaciółkę, a potem całuje się z moim chłopakiem!? Widziałam was!
- J-Jak...? Meer, to nie tak!
- To koniec...
Biegłam dalej. Łzy spływały po moich policzkach strumieniami. Chciałam jak najszybciej być w domu...
Ślepa uliczka. Siedzę tu sama. Chyba, że liczyć rudego kota, który przygląda mi się już od jakiegoś czasu. Próbowałam go przekonać, żeby podszedł, ale chyba wolał trzymać się na bezpieczną odległość. W pewnym momencie zaczęłam grzebać w mojej torbie, jednak ktoś mi przerwał.
- Wiesz może którędy na Północe Osiedle?
Podszedł do mnie chłopak w kapturze i granatowej chuście, która zasłaniała połowę jego twarzy. Widoczne były tylko błękitne oczy i czarne kosmyki wychodzące spod kaptura.
- A co? Chcesz na kogoś napaść?
- U~ Jaka milutka.
- Sory... - powiedziałam. - Mieszkam tam, mogę ci zaprowadzić.
Chłopak uśmiechnął się i ruszył za mną.
- Jak się nazywasz? - spytałam, zachodząc mu drogę.
- W sumie, to sam już nie wiem. Tyle razy zmieniałem imię, że się pogubiłem - chłopak promiennie się uśmiechną (a przynajmniej tak mi się wydawało, bo przecież nie widziałam jego ust).
- Wariat jakiś, czy co?
- Słyszałem mądralo...
- Ja jestem Meer.
- Dobrze to wiem.
- Słucham?
- Nic, nic.
Szliśmy przez chwilę w ciszy. Chłopak podziwiał widoki, choć w sumie nie ma co tu podziwiać... Ale nie oto mi chodzi. Pytał się gdzie to jest, więc domyślam się, że nigdy tu nie był, ale zachowywał się jakby ten park znał na pamięć. Trochę mnie to zdziwiło.- No, tu mieszkam. Dalej sobie chyba poradzisz, nie? A w sumie, to... Skoro nie chcesz nikogo okraść, to co cię tu sprowadza?
Chłopak stanął naprzeciwko mnie, położył mi rękę na głowie i bezczelnie mnie poczochrał! Czułam się niezręcznie...
- E-Ej!
- Nie mogłem się powstrzymać - zaśmiał się.
- No wiedziałam... Wariat...
Już miałam się z nim żegnać, jednak mnie zatrzymał. Powoli zdjął kaptur. Mogłam wtedy zobaczyć jego piękne, gęste, czarne włosy. Kiedy zaczął zdejmować chustę... Zamieniłam się w słup. Wszystkie fakty się zgadzały. Przede mną stał mój bliźniak.
- No masz... Zwariowałam.
- Meer...
Ramiona Kevina nagle ogarnęły mnie i mocno uścisnęły, a ja zaczęłam płakać ze szczęścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz