Zanim zaczniesz czytać, mam kilka spraw do wyjaśnienia:
1. To miał być pierwszy rozdział mojego opowiadania, więc nie dziwcie się, że akcja również odbywa się w tym samym liceum ;)
2. Meer - Lucy, Daniel - David. Tak pierwotnie mieli nazywać się bohaterowie. O tym jaki mieli mieć charakter dowiesz się czytając.
3. Spodobałaby się wam taka wersja, czy wolicie obecną?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nasze życie nie zawsze jest idealne. Zdarzają się pewne komplikacje. Dążąc do danego celu można wszystko zepsuć. Gdy już to nastąpi, ludzie pocieszają się na różne sposoby. Jedni cieszą się z tego co jeszcze mają, inni wolą ze sobą skończyć, a jeszcze inni szukają schronienia w ramionach przyjaciela. A ja? Mam dzieciaka na głowie... Nie należę do żadnej z wymienionych grup. Musiałam nauczyć się wszystkiego sama... Wszyscy powinni czuć się tak jak ja! Mają cierpieć! Dopilnuję tego...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nasze życie nie zawsze jest idealne. Zdarzają się pewne komplikacje. Dążąc do danego celu można wszystko zepsuć. Gdy już to nastąpi, ludzie pocieszają się na różne sposoby. Jedni cieszą się z tego co jeszcze mają, inni wolą ze sobą skończyć, a jeszcze inni szukają schronienia w ramionach przyjaciela. A ja? Mam dzieciaka na głowie... Nie należę do żadnej z wymienionych grup. Musiałam nauczyć się wszystkiego sama... Wszyscy powinni czuć się tak jak ja! Mają cierpieć! Dopilnuję tego...
Nazywam się Lucy i od tygodnia chodzę do pierwszej klasy liceum Słodki Amoris.
- Kastiel! Nie śpij! - słysząc krzyk, szybko odwróciłam się w stronę czerwonowłosego.
- Jedyną osobą, która tu śpi, to on. - palcem wskazał na chłopaka w ławce obok.
- Tak się wyrywasz do odpowiedzi, to proszę bardzo! - dlaczego na zastępstwo wybrali akurat dyrektorkę? - Wyjaśnij nam czym jest metafora.
- Założę się, że pani również nie wie...
- Jak ty się zwracasz do nauczyciela!? - to akurat nowością nie jest...
- Z tego co wiem, to pani nauczycielem nie jest...
- Zostajesz po lekcjach!
- Ale chciałbym jeszcze trochę pogadać - kobieta w różowym komplecie i z idealnym kokiem na czubku głowy, zignorowała czerwonowłosego i zajęła się lekcją.
Czasem chciałabym być mniej nieśmiała... Taka jak Kastiel, ale to raczej niemożliwe... Na razie...
Zadzwonił dzwonek i wszyscy wybiegli z sali.
- Ej ruda! - poczułam rękę na ramieniu.
- Mówi Kastiel... Poza tym nie jestem ruda. - zrobiłam oburzoną minę i odwróciłam się do niego plecami.
- Mów co chcesz, ale to jest rudy. - chwycił końcówki moich jasnobrązowych włosów i dokładnie im się przyglądał.
- Daltonista... Miło było, ale muszę znaleźć Davida. - pożegnałam się z czerwonowłosym i pobiegłam szukać bruneta.
- Siemanko Lucy! - jest i mój dzieciak.
- David, mam do ciebie jedną sprawę-
- Co my tu jeszcze robimy? Już po lekcjach, prawda? Idziemy do ciebie! - chłopak złapał mnie za nadgarstek.
- David! Stój! - zatrzymał się dopiero przy parku.
- O co chodzi?
- Dzisiaj nie możesz do mnie przyjść. - brunetowi zszedł uśmiech z twarzy.
- Dlaczego? - patrzyłam się w ziemię. - Ojczym?
-Co go to obchodzi...
- W każdym razie nie możesz. - chciałam sobie pójść, ale on ciągle trzymał mój nadgarstek. - Możesz puścić?
- Chciałem dzisiaj się trochę pobawić...
- Nienawidzę twoich zabaw. Puść mnie w końcu! - wyrwałam rękę z jego uścisku i zaczęłam iść w stronę domu.
Jak już wspomniałam - na imię mi Lucy, mam 16 lat i uczęszczam do liceum Sweet Amoris razem z moim dzieckiem (potem wyjaśnię czemu go tak nazywam). Ludzie często mi mówią, że mam figurę modelki, ale jestem niska, więc raczej by mnie nie przyjęli.
Moje oceny są bardzo dobre, wręcz wzorowe. Nauczyciele mnie chwalą i w ogóle... Tylko, że ja się
nie uczę... Co jest dziwne.
Po piętnastu minutach znalazłam się przed drzwiami mojego wielkiego, biało-czerwonego domu. Wpatrywałam się w dębowe drzwi i ani mi się śniło je otworzyć. Jak tylko pomyślałam o tym co czeka na mnie za nimi, od razu zniechęcało mnie do ich otworzenia. Nie musiałam jednak długo przed nimi stać, ponieważ otworzył mi mój kochany ojczym...
- Dlaczego tak długo cię nie było?
- Zluzuj. Trochę mi przecież zajmuje dojście ze szkoły do domu. - powiedziałam wchodząc do środka i zdejmując buty.
- Pewnie znowu się gdzieś szwendałaś z tym zboczeńcem!?
- Nie zabronisz mi się z nim spotykać.
- Właśnie, że zabronię mała dziw*o!
- Wypluj to! To, że ożeniłeś się z matką, nie znaczy, że masz prawo mówić mi co mam robić ćpunie! Myślisz, że nie wiem co tak naprawdę robisz w nocy? Chodzisz po burde*ach i sypiasz ze wszy- - zdanie przerwała mi jego ręka uderzająca w mój policzek.
- Za dużo sobie pozwalasz! Ciesz się, że jeszcze nie wyrzuciłem cię z domu!
- Nienawidzę cię! Obyś zdechł jak najszybciej! - szybko pobiegłam do swojego pokoju i zamknęłam się w nim. Usiadłam przed lustrem na turkusowym, bardzo wygodnym fotelu i zaczęłam przyglądać się mojej twarzy. Policzek strasznie spuchł. Był cały czerwony, szczypał, piekł. Patrzyłam na siebie jak na najohydniejszą Rzecz na świecie. Twarz, ręce, brzuch... całe moje ciało było pokryte siniakami... A kogo to zasługa? Chyba wszyscy się domyślają. Kiedy miałam dziesięć lat, mój tata został śmiertelnie pobity. Matka wyszła za tego pijaka i wyjechała do Stanów zostawiając mnie z nim... Ostatnio widziałam ją dwa lata temu, kiedy łaskawie nas odwiedziła.
Właśnie wstawałam z fotela i miałam się przejść do łazienki zrobić to i owo, ale usłyszałam dzwonek mojej komórki.
- Joł Lucy! Możemy dzisiaj razem wbić do jakiegoś klubu? Co powiesz na-
- Sorry David, nie mam nastroju na twoje zachcianki.
- To chodź do mnie! Chata wolna do rana!
- Rozumiesz, że nie mam nastroju?
- Nigdy ci się nie chce leniu! Dawno u mnie nie byłaś. Plis?
- ...Może uda mi się... na godzinę...
- Tylko!? No weź nie-
Zanim David zdążył coś powiedzieć, rozłączyłam się. Trzeba będzie jakoś się wymknąć... Znowu...
Chwyciłam torbę, która zawsze jest spakowana na takie ninjowskie akcje, ubrałam kurtkę, na
spuchnięty policzek nakleiłam plaster wielkości mojej komórki i wyszłam z pokoju. Rozejrzałam się wokół i gdy stwierdziłam, że na horyzoncie brak wrogów, poszłam dalej. Od drzwi głównych dzieliło mnie pięć kroków, ale mój ojczym musiał się pojawić...
- Znów mnie opuszczasz?
- A weź daj mi już spokój. Gdyby nie ty, to nie musiałabym się skradać...
- Powiesz mi chociaż gdzie się wybierasz?
- Do kolegi.
- Zboczeńca?
- Co cię to? Wychodzę. - już naciskałam klamkę, kiedy poczułam ręce na biodrach.
- Dlaczego idziesz do niego? Równie dobrze możesz zostać tutaj i robić to samo ze mną - zaczął szeptać mi do ucha. Sama myśl, że miałabym go widzieć przez całą noc mnie obrzydzała.
- Wychodzę! - i już byłam na zewnątrz. Powoli zaczęłam iść w stronę domu Davida.
- Możesz zapomnieć o tym, że tu mieszkasz! Zostań u tego dzieciaka i miejcie udaną noc! A i twoje rzeczy znajdziesz przy śmietniku! - zaczął krzyczeć ojczym przez okno. W sumie to miałam na to wywalone, że właśnie wyrzucił mnie z domu i dalej miejscem do którego szłam, był dom mojego kochanego i zboczonego dzieciaczka.
David - przyjaźnię się z nim (jak to mówią) od piaskownicy. Jest strasznie wysoki. Ponad dwa metry. Mimo swojego wzrostu i poważnego wyglądu, zachowuje się jak dziecko, a ja przy nim wyglądam jak matka. Ze swoimi zachciankami i problemami zawsze wali do mnie - tak jak syn do matki, dlatego nazywam go swoim dzieckiem. Ale jedna cecha sprawia, że większość ludzi go unika... Jest chorobliwie zboczony. Było kilka sytuacji, gdy gapił się na wielkie cycki przypadkowych kobiet i próbował ich dotknąć, ale zawsze kończyło się to porządnym oberwaniem torebką. Czasem zdarza mu się nie panować nad sobą. Jestem pewna, że gdyby był pijany, byłby zdolny do molestowania seksualnego. Serio.
Dotarłam pod drzwi. On podobnie do mnie mieszka w białym domu. Jego rodzice pracują w nocy, więc często mnie do siebie zaprasza.
Nie musiałam długo czekać. W drzwiach ujrzałam uśmiechniętego bruneta, który w dłoni trzymał pusty kieliszek.
- Lucy. Bardzo dobrze, że przyszłaś hyh [<-- to ma być czkawka xd]. Długo czekałem hyh.
- Jeny... znowu za dużo wypiłeś? Pamiętasz, że nie jesteś pełnoletni?
- Tak tylko żartowałem - brunet uśmiechnął się od ucha do ucha i zaprosił mnie do środka. - Usiądź sobie, a ja zaraz przyjdę - powiedział i już go nie było.
W tym czasie doszłam do salonu przez długi czerwony korytarz oglądając przy tym kolorowe obrazy zawieszone na ścianie. Większość z nich była abstrakcyjna, ale były też takie, które przedstawiały ludzi. Konkretniej - rodzinę Davida. Z tego co mi wiadomo, to jego tata jest artystą i często maluje portrety.
Chłopak po piętnastu minutach w końcu wrócił. Na twarzy miał uśmiech, a ręce schowane były za plecami.
- Co tak długo?
- Połóż się - to zdanie sprawiło, że otworzyłam szeroko oczy i wpatrywałam się na bruneta z myślą, że żartuje.
- Słucham?
- No połóż się. Nie gryzę.
- Spadaj - wstałam z czarnej kanapy i poszłam zabrać swoją torbę spod drzwi. - Gdzie będę spała? - spytałam podnosząc swoje rzeczy, ale nie usłyszałam odpowiedzi. - Słyszysz ty mnie? - odwróciłam się i ujrzałam Davida z zatroskaną miną. - Nie strasz mnie, proszę... - chłopak dotknął opuszkami palców mojego policzka, a ja z lekko zdziwioną miną stałam w bezruchu.
- Położysz się w końcu? - zostałam siłą zaciągnięta z powrotem do salonu i położona na kanapie.
- C-Co robisz?
- Cicho siedź - chłopak usiadł na moich nogach i zaczął sięgać po coś ze stolika.
- Wypraszam sobie! Zejdź ze mnie-
- Mówię cicho! Teraz się nie ruszaj - w ręce trzymał dwa zdjęcia. - Najpierw powiedz co o tym sądzisz - pomachał mi przed nosem swoimi zdjęciami...
- Ale mam mówić szczerze, czy kłamać?
- Kłamać.
- Świetne! Naprawdę!
- Wiedziałem, że ci się spodoba! No dobra, a teraz na poważnie - David nachylił się nade mną. - Coś znowu zrobiła, że przyszłaś z tym czymś na twarzy? - bez cienia delikatności dotknął bolącego policzka, przez co cicho syknęłam. - Tłumacz się matka!
- Że zaraz coś zrobiłam... Pff...
- No a nie?
- Tak... Ale równie dobrze mogłam się wywrócić!
- Powiedz co się stało Lucy - jego ręka zaczęła wędrować po mojej twarzy. Co chwila delikatnie dotykał moich policzków - Martwię się o ciebie.
- Moment. Ty? Ty się martwisz tylko tym, czy moje cycki nie ucierpią! Nie gadaj mi tu takich bzdur!
- Pamiętasz jak bałaś się potworów spod łóżka? Kiedy słysząc, że ktoś wchodzi do twojego pokoju udawałaś, że śpisz? Kiedy rodzice kupili ci świecące buty, a ty nie umiałaś się z nimi rozstać?
- Czekaj co ty-
- Pamiętam jak mówiłaś, że chciałabyś jeździć na białym koniu z dala od wujaszka.
- "Wujaszka"? David do czego zmierza-
- Mógłbym być tym białym koniem?! Jeździłabyś na mnie całymi dniami nawet i-
- Przymknij się! Tylko jedno ci w głowie! - zaczęłam się szarpać.
- Nie rozumiesz co próbuje ci powiedzieć? - wpatrywałam się w niego milcząc. Nagle David zaczął się do mnie przybliżać, aż nasze usta się złączyły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz