środa, 3 grudnia 2014

"A to wszystko przez jeden zły sen" XII

Rozdział dwunasty


- Jak do tego doszło...
W pokoju Daniela panował totalny chaos... Na podłodze leżały naczynia, opakowania różnego rodzaju, skarpetki i Bóg wie co. Biurko zawalone książkami, rozwalona lampka, a na środku pokoju kołdra. Rozejrzałam się wokół siebie.
- Nigdzie nie ma poduszek. Na czym on śpi?


- Meer!
Do pokoju wparował James. Cały w skowronkach przytulił się do mnie.


- Nie wchodź tu! Jeszcze jakąś chorobę złapiesz - powiedziałam, wyciągając młodego z tego burdelu.


- Spokojnie. Jestem już odporny!
Zaśmiałam się cicho i pogłaskałam blondyna po głowie.
~Zdecydowanie Daniel nieradzi sobie bez kobiety w domu.


- Dlaczego tak dawno cię nie było?


- W sumie to trochę się działo i czasu miałam mało... Tak wyszło - uśmiechnęłam się. - Przy okazji, wiesz gdzie jest Daniel?
James pokiwał głową i bardziej się wtulił. Zaczęłam się zastanawiać gdzie go wywiało.


- Zostaniesz dzisiaj na noc? Będziesz u mnie spała?
~Taki młody, a już widać u niego geny brata... Biedactwo.


- Mieszkam tuż obok, nie będę przecież tu zostawała - próbowałam powiedzieć jak najdelikatniej.
Blondyn złapał mnie za nadgarstek i zaciągnął do swojego pokoju. Posadził mnie na mięciutkiej pufie i zaczął grzebać w pudłach znajdujących się na regale. Po chwili wyciągną z nich kilka większych, i kilka mniejszych kartek. Wpatrując się w nie, podszedł do mnie i usiadł obok. Z ciekawością próbowałam zobaczyć co się na nich znajduje.


- To dla ciebie, to też i to... - mówił, podając mi do rąk rysunki - i jeszcze te dwa.
Na każdym z nich znajdowali się ludzie. Dokładnie przyglądałam się postaciom. Jedne były smutne, a drugie szczęśliwe.


- Co przedstawiają te rysunki?
James, w odpowiedzi na pytanie, pokazał mi dwa zdjęcia. Na jednym znajdowała się ich cała rodzina, czyli Daniel, Will, James, ich mama i tata. Wszyscy byli szczęśliwi. Na drugim było zupełnie na odwrót. Daniel, Will, James i ich tata. Wszyscy smutni. Jakby tak wpatrywać się dłużej, to można by się wzruszyć.
Porównałam rysunki do zdjęć. James starał się narysować sytuacje przedstawione na obu zdjęciach. Nie rozumiem tylko jednej rzeczy, dlaczego mi je dał?
Rozłożyłam ramiona, a blondyn od razu wtulił się we mnie i zaczął płakać. Przez dłuższą chwilę głaskałam go po głowie, nucąc przy tym kołysankę, którą kiedyś słyszałam, ale nie wytrzymałam i zaczęłam płakać razem z nim. On najbardziej przeżywa utratę rodziców. Niema co się dziwić. Ma siedem lat...
Leżeliśmy tak wtuleni w siebie przez dobre półgodziny, aż w końcu zasnęłam.


~Daniel~


- Meer! Gdzie ona się podziała? - mówiłem sam do siebie, szukając jej po całym domu. - Meer!
Wchodząc po schodach zauważyłem uchylone drzwi prowadzące do mojego pokoju. Jak tylko wyobraziłem sobie jej minę, kiedy patrzyła na ten bałagan, zacząłem się cicho śmiać.
Powoli wszedłem do pomieszczenia.
- Bałagan jest, poduszek jak nie było, tak nie ma... Chyba wszystko jest w porządku - to znaczy, nie mój pokój, tylko sytuacja.
Wychodząc, potknąłem się... Normalna sprawa, ale potknąłem się o damską rzecz, co raczej rzadko zdarza się w domu, gdzie mieszkają sami samce. Uchyliłem drzwi od pokoju Jamesa. Ujrzałem tam mojego brata wtulonego w Meer.
- Łóżek w domu nie ma..?
Wokół nich znajdowały się porozrzucane kartki i zdjęcia. Przyjrzałem się im. Przedstawiały naszą rodzinę, kiedy jeszcze żyła mama... Szybko je pozbierałem i schowałem do kieszeni w bluzie. Podszedłem do śpiącej dwójki i powoli zacząłem podnosić Jamesa. Jego wyraz twarzy był taki smutny...
Położyłem go na łóżku i zabrałem się za Meer. Trochę mi to zajęło, ponieważ zastanawiałem się gdzie by ją położyć. W końcu zdecydowałem, że u mnie. Ogarnąłem trochę ten bałagan (mówiąc "ogarnąłem" mam na myśli upchanie wszystkiego do szafy) i ułożyłem dziewczynę na łóżku. Zostawiłem zapaloną lampkę i napisałem karteczkę "jestem w salonie".
~Zobaczę jeszcze co u Willa~pomyślałem i już stałem przed jego pokojem.
- Wchodzę.
W pokoju zastałem brata trzymającego koszulkę dziewczyny siedzącej obok niego. Najlepsze było to, że ją znałem.
- Addie?


- Daniel!? Zero prywatności! - zaczął się wydzierać Will


- Dawno się nie widzieliśmy - powiedziałem, patrząc w stronę Addrainy. To moja była dziewczyna. Zerwaliśmy trzy lata temu w wakacje... - Widzę, że nie tylko ja przyprowadziłem koleżankę.


- Daniel... - wyszeptała.


- Życzę udanej nocy. Tylko nie hałasujcie za bardzo, James śpi obok.


- C-Co!? Jak ty tak mo-
Szybko zamknąłem drzwi, przerywając tym wypowiedź brata. Ze smutną miną zacząłem iść w stronę salonu.
~Wiem, że zerwaliśmy, ale żeby z bratem...? I to jeszcze wszedłem w takim momencie...
Zdołowany położyłem się na kanapie i włączyłem telewizor.
~Widocznie teraz podobają jej się młodsi~nie mogłem przestać myśleć o tej sytuacji.
Po trzydziestu minutach użalania się, w drzwiach stanęła Meer [chodziło oto, że Daniel się nad sobą użalał ;)]. W dłoni trzymała misia Jamesa, a po jej policzkach spływały łzy.




- Daniel... Miałam koszmar... - mówiła, ocierając co chwila oczy. - Mogę spać z tobą?
Jej głos, zachowanie, przypominało przestraszone dziecko. Poklepałem miejsce obok siebie, a ona szybko na nim usiadła.


- Tu jest za mało miejsca na dwie osoby. Zwłaszcza, że z tobą nie da się spać w jednym łóżku, zapomniałaś?


- A-Ale... - znowu zaczęła płakać i przytuliła się do mnie. - Proszę, Daniel. Nie chcę zostać sama.
Objąłem ją ramieniem i z lekkim uśmiechem spytałem:


- Co ci się dokładnie śniło?
Meer wtuliła się jeszcze bardziej i popatrzyła mi w oczy.


- Byłam w domu. Razem z Suru. Siedziałyśmy u mnie w pokoju, kiedy nagle zadzwonił telefon. Straszny głos powiedział mi, że moi rodzice są w szpitalu i muszę tam szybko jechać, ale kiedy byłam już na miejscu... To oni nie żyli!
~Ta scena... Przecież...
- Mogę z tobą zostać, prawda? Ty nigdzie nie pójdziesz, prawda? Prawda?


- T-Tak. Możesz zostać.
Meer położyła głowę na moich kolanach i złapała mnie za dłoń.


- Mogę ją potrzymać?
Kiwnąłem twierdząco głową i uśmiechnąłem się do niej. Zacząłem się zastanawiać dlaczego miała taki sen.
~Ta sama sytuacja co z jej braćmi...Tylko zamiast nich, rodzice.


- Chcesz coś do picia? Kakao, herbatę?


- Kakałko proszę.
Poszedłem do kuchni i zacząłem grzebać w szafkach poszukując czystych kubków.
~Dawno tu nikt nie sprzątał...~pomyślałem~Najwyższy czas.
Chwyciłem naczynie i zacząłem się mu przyglądać.


- Czyste - stwierdziłem.
Patrząc na kubek dłużej, zorientowałem się, że dostałem go na siedemnaste urodziny. Był cały brązowy. Z jednej strony znajdowała się mała tabliczka czekolady, a z drugiej napis "Keep Calm and Eat Chocolate". Nadawał się w sam raz!
Szybko podgrzałem mleko w mikrofali i nasypałem trzy łyżeczki kakao. Już miałem zanosić napój do salonu, kiedy usłyszałem wrzaski dochodzące z drugiego końca domu. Nie musiałem nawet biec, żeby zobaczyć co się stało, ponieważ przede mną stanęła zapłakana Meer.


- Daniel! - krzyknęła przez łzy, wtulając się we mnie.


- Co znowu mnie ominęło? - powiedziałem ironicznie.


- Widziałam go!


- Kogo? Co?
Policzki dziewczyny przybrały różową barwę.


- Willa.


- I w czym problem?


- No bo on! On...


- Jeżeli już sprowadzasz dziewczynę do domu, to pilnuj jej trochę! - do pokoju wszedł Will. Był cały czerwony i okryty ręcznikiem. - Nie nauczyli cię pukać!? Nie dość, że Daniel wbił mi do pokoju w zawstydzającej sytuacji, to jeszcze tego brakowało, żebyś mi to łazienki wchodziła!


- Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Nie krzycz już! Myślałam, że jest wolna! Światło się tam zawsze pali, skąd mogłam wiedzieć?


- Jak już mówiłem, trzeba pu-


- Spokój! Czego się drzecie!? Idioci! Sami nie jesteście!


- Idioci...? - w oczach różowowłosej znowu pojawiły się łzy.


- Następnym razem pukaj, a ty się tak nie unoś! Meer, przestań ciągle ryczeć i zachowywać się pięciolatka! Co ci się dzisiaj stało!?
Nie mogłem zrozumieć dlaczego miała takie zmienne humory. Do tego zdenerwowała mnie ich kłótnia i to, że Addie przyszła do Willa... Można powiedzieć, że wszystko!


- Chyba nie jestem tu mile widziana... To ja już pójdę...
Dziewczyna szybko wybiegła z domu ze spuszczoną głową.


- Widzisz co zrobiłeś!? To, że ci weszła do łazienki, to nie powód żeby na nią krzyczeć!


- To ty powiedziałeś jej, że jest idiotką i zachowuje się jak bachor! Nie miej do mnie pretensji!


- Nie zmienia to faktu, że... - przerwałem zdanie, bo uświadomiłem sobie-> - jest źle!
Chwyciłem kurtkę i pobiegłem jej szukać. Byłem na siebie wściekły, ponieważ zapomniałem o pewnej ważnej rzeczy. 3. nad ranem. Meer sama. Kiedy jest w złym humorze, to nigdy nie wróci do domu! Przypomni jej się o tym dopiero o 10! Od zawsze tak robiła. Błądziła po okolicy przez nie wiadomo ile godzin, dopóki ktoś jej nie znalazł i odprowadził do domu.
Biegłem i biegłem. Minąłem wszystkie sklepy, puste stoiska, bank oraz park, ale nigdzie nie było widać tej różowej czupryny. Temperatura wciąż spadała. Już miałem zawracać i przeszukać wszystko od początku, kiedy wpadło mi do głowy jeszcze jedno miejsce. Liceum. Bez zastanowienia udałem się w to miejsce. Sprawę utrudniały mokre liście na chodniku...
Po pięciu minutach stałem przed dziedzińcem. Szybko przeskoczyłem bramę i zacząłem nawoływać.
- Meer! Jesteś tutaj!?
Na moje pytanie odpowiedział tylko wiatr, który coraz bardziej się nasilał. Przebiegłem cały dziedziniec. Zdyszany, zmęczony i zmarznięty usiadłem na jednej z ławek, kiedy nagle, krzak za mną zaczął kichać i kaszleć.
- Meer!
Rzuciłem się na leżącą w liściach dziewczynę i objąłem ją. Była taka zimna, że musiałem upewnić się czy niezamarzła!


- Daniel? - powiedziała, otwierając oczy.


- Jutro ci się tak oberwie! Jak mogłaś być na tyle mądra, żeby wychodzić o 3. i to bez żadnego nakrycia!?


- Przepraszam...


- Głupia! Przestań przepraszać!
Podniosłem ją i jak najszybciej chciałem zanieść do domu.


- Ty to masz fajnie... Mieszkasz z braćmi i w ogóle... A wiesz, że cię kocham? Chciałabym mieć kogoś takiego przy sobie. Wiem! Mogłaby się do ciebie wprowadzić? - mamrotała coś po drodze, nie zwracałem nawet na to uwagi, ponieważ uznałem, że to z powodu gorączki...




*.*.*

Dzisiaj musiałam pisać małą czcionką, bo normalna zjada po prostu dolną część wyrazu. Np. jest sobie -y, w normalnej czcionce wygląda jak -v... nieważne.

Niedługo wróci Wer i wam wytłumaczy różne rzeczy organizacyjne, bo mi się nie chce (lol).
Do zobaczenia :3
~Seiko


Uznałam, że małej czcionki nie da się w ogóle przeczytać. Mam nadzieję, że normalna wam nie przeszkadza
~Wer

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz